Draculla
Dołączył: 24 Lip 2006
Posty: 722
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 3city
|
|
Szczegółowy raport z walki 15.10.2006 22:48 Uhr
Imię: Punkty za celne ciosy: Energia:
Wampir [-SV-] Lady_Arizona 115.07 498.64
Wilkołak [E] BobbyK 44.71 234.51
Zwycięzca: [-SV-] Lady_Arizona
[-SV-] Lady_Arizona zdobył 1 ! [-SV-] Lady_Arizona otrzymuje 2 oraz [E] BobbyK otrzymuje 0 punkty z 'doświadczenia'!
Kim ja właściwie jestem? Albo może raczej czym?... Kundel, mieszaniec, ani żywa ani martwa, po prostu takie "niewiadomoco"...Co ja tutaj robię?! Przecież tak nie może być. Muszę z tym skończyć jak najprędzej. Wyprowadzić się stąd. Jak najdalej. Już mam tego po uszy. Rano bijatyka, po południu kolejne mordobicie, wieczorem bania z przyjaciółmi. Codziennie te same sytuacje, twarze, problemy, "najważniejsze" w życiu sprawy. Co to jest do cholery?! Stop-klatka w kalejdoskopie?! A w dupę!...
...:::No i znowu miała doła. Znów spacerowała wieczorem bez końca. I kolejny raz miała ochotę jebnąć to wszystko w diabły i puścić się w Podróż Do Końca. Jak by to było dobrze, móc tak po prostu odejść i już się nie budzić, jeśli nie ma się na to ochoty. Znów oddała się marzeniom. Nie dbała o drogę. Znała tu na pamięć każdą ścieżkę. Zawsze gdy była sama lub nie mogła w nocy spać, włóczyła się po okolicy. Na pozór ukryte przejścia między krzewami, ciemne zaułki. Wszystko to miało swoje miejsce w jej pamięci. A zresztą co mogło jej się stać w świecie który sama obrała za swój? Ewentualnie wpadnie na latarnię i tyle... Dla niej noc nadawała lub objawiała prawdziwy sens rzeczy. Księżycowe światło ukazywało jej rzeczywisty kształt i kolor wszystkiego wokół. Nawet ludzie, choć nigdy nie zwracali na nią uwagi, w nocy wydawali jej się bardziej otwarci, szczerzy, realni i... smaczniejsi. Nigdy nie zastanawiała się dlaczego tak jest. Podobało jej się to takie, jak to czuła i nigdy nie pragnęła wiedzieć, skąd to się wzięło. Mówią że czas leczy rany. Ano leczy, leczy. Ale też wzmaga pragnienia. Czyni je silniejszymi. Podwaja. Sprawia, że po czasie dominują nad wszystkim. Potem budzą się uczucia. One też rosną. Osiągają apogeum i miotają człowiekiem, jak korkiem po oceanie podczas sztormu. Wszystko przestaje się liczyć, a człowiek (czasami nadal tak o sobie myślała) ma wrażenie, że za chwilę rozerwie mu żyły wypuszczając marzenia na wolność. Więc chce tego. Już odda wszystko, żeby tylko się spełniło. Lecz to się nie spełnia. Nie ważne jak bardzo tego pragnęła. Nigdy się nawet do tego nie zbliżyła. Ani odrobinę. Już od tylu wieków...Inaczej już dawno by jej tu nie było. A jednak jest codziennie, tak realna, jak noc władająca jej światem. A w dupę... Która godzina? 2:20 nad ranem. Dzisiaj niedziela. Lipa... chyba że... jeszcze tylko raz... ostatni... Musi trafić na tego Jedynego Właściwego:::...
Szarość wieczoru powoli gasiła światło dnia. Mrok nocy zaczynał władać światem. Jak każdego dnia. Wczoraj, dzisiaj i jutro. Niezmienny, nieustający cykl, którego nikt nie zatrzyma i na który nikt nie ma wpływu. Nadeszła pora polowania... Wreszcie się pojawił - BobbyK - najsilniejszy z wilkołaczej hołoty. Czaiłam się na niego już od długiego czasu... Tylko On mógł mi zapewnić to, czego tak pragnęłam, tak więc... nie mam nic do stracenia. A ile do zyskania?... Czekałam na niego w zaułku za mordownią, w której futrzaki dostawały do napitku kawały ociekającego mięcha. Uwielbiam jak ta psia "elita" z wyższej pólki patrzy z politowaniem na maluczkich jak ja... Wyśmiawszy moje wyzwanie przyjął je w końcu stwierdziwszy, że akurat ma wolne trzy minutki... Niewiele się pomylił. Oczekiwanie i furia poprowadziły mnie do przodu, pragnienie dodało sił, porządanie spotęgowało moje i tak niemałe zdolności bojowe. Gdyby tylko znał moje nastawienie psychiczne... praktycznie od początku był bez szans. To była krótka i nawet nie wyniszczająca walka. Berserk... i nic poza nim.
Wreszcie... mały obiekt mego pożądania, tropiłam go i próbowałam zdobyć wielokrotnie, aż do dziś... BobbyK został w kałuży ni to błota ni to krwi, nieistotne. Jedyne co się liczyło, to znaleźć przystań... W całym moim życiu i również później nigdy się tak nie spieszyłam jak dziś. Łódź już czekała... przewoźnik również. Wchodząc na pokład nadal kurczowo ściskałam mój łup. Trudno będzie się z nim rozstać. Pomyślałam, że po tylu latach bycia wampirem jestem już bardzo zmęczona i należy mi się odpoczynek, po czym wręczyłam zdobyte złoto przewoźnikowi. Ale muszę się jeszcze upewnić, usłyszeć potwierdzenie, że jednak mi się udało...
- Co to za rzeka? - spytałam
- Styks - odparł Charon odbierając zdobytego przeze mnie obola... |
|
|
|